Głosowanie, to jak pójście do burdelu w celu wybrania sobie żony.
Panuje zadziwiające, powszechne przekonanie, że głosując mamy na cokolwiek wpływ, wsparte dodatkowo przekonaniem, że przystępując do głosowania dokonujemy świadomych wyborów mając koniec końców wpływ na kierunek, w jakim państwo, czy Unia będą się rozwijać.
A przecież doświadczenie ostatnich 20 lat, a dla tych, którzy byli poza Polską czasami wielu więcej pokazuje, że nie ma niczego bardziej błędnego, niż przekonanie, że wybory wyłaniają naszych przedstawicieli, którzy robią to, co zapowiadali.
Głosując bierzemy udział w balu hipokrytów oszukując samych siebie i wmawiając sobie, że tak właśnie jest dobrze. Kolejne porażki takiego myślenia najwyraźniej niewiele zmieniają i z kadencji na kadencję głosując dajemy legitymację ludziom, którzy nami rządzą robiąc nie to, co obiecywali tylko to, czego wymaga od nich klientela, która raczej nigdy nie ma celów zbieżnych z naszymi.
Nie dajmy się zwariować - nie bierzmy udziału w tym cyrku.